Muszę przyznać, że zazdroszczę dzisiejszym rynkowym żółtodziobom. Gdy ja zaczynałem swoją przygodę z giełdą było na niej 5 spółek, sesje odbywały się raz w tygodniu, a wiedzę czerpałem z komentarzy publikowanych w „Rzepie”.
Z analizą techniczną pierwszą styczność także miałem dzięki temu dziennikowi (przychodził do Zgorzelca, z którego pochodzę z jednodniowym opóźnieniem), gdzie publikowany był cykl Analizatora Giełdowego (o ile dobrze pamiętam nazwę – Google tych czasów nie ogarnia). Pierwsza książka? To oczywiste – „Sztuka spekulacji” Zenona Komara. Gdy ktoś wtedy zaczynał, zapewne ma ten sam zestaw źródeł wiedzy o giełdzie, rynku, spekulacji. Nie ma się czemu dziwić – nic innego wtedy nie było. Dopiero później pojawił się WIG-PRESS z biblią „kreślarzy” Murphy’ego.
W porównaniu z dzisiejszą sytuacją, gdzie książek i publikacji jest pod dostatkiem, a bezmiar Internetu jest na wyciągnięcie ręki, ówczesne czasy jawią się jak prehistoria. W kontekście polskiego rynku – jak najbardziej. Dobrze, że minęły. Teraz, kto ma ochotę się czegoś nauczyć, poszuka i znajdzie. Przewodniki po literaturze, serwisy dedykowane, blogi i fora. Ogrom wiedzy. Ba, czasem wygląda to na nadmiar. Ta bogata oferta być może czasem przytłacza. Szczególnie, że jej część to aktywni sprzedawcy. Ich oferta niemal wylewa się na każdej stronie dzięki algorytmom profilującym pod nas reklamę.
Swoją ofertę mają także brokerzy. Tu intencja jest prosta – edukacja przedłuża spekulacyjne życie klienta, a tym samym przekłada się na dochód z tego klienta. Więcej skutecznych transakcji, więcej dochodu. Tu prosta droga o stwierdzenia, że edukacja klienta to inwestycja w biznes, który się prowadzi. Ten wydatek się zwróci. Tymczasem zyskuje także sam klient. Obie strony wygrywają.
Kto chce osiągnąć coś na rynku musi zdobyć wiedzę i nabyć doświadczenia. Z tym drugim bywa różnie, bo nie ma tu jednolitych zasad. Ktoś potrzebuje więcej, a ktoś mniej czasu. Ilość wysiedzianych godzin przed monitorem może być różna, ale zanim się usiądzie, warto coś już wiedzieć. Moim zdaniem najskuteczniej jest się uczyć od praktyków.
W Polsce nie ma kultury mentoringu, a taki sposób pozyskiwania wiedzy i doświadczenia byłby najszybszy. Z czego to wynika? Nie wiem. Wiele pomysłów anglosaskich udało się nam przejąć, ale w tym wypadku się nie udało. Polska duma?
Ja żałuje, że nie miałem osoby wprowadzającej. Kogoś, kto wskazałby mi, co jest istotne, a co od razu odrzucić. Przedzieranie się samemu zajmuje dużo więcej czasu, bo zdarza się że nieświadomie brniemy w ślepą uliczkę i trzeba się cofnąć.
Mając tego świadomość i reprezentując Admiral Markets przygotowuję ofertę edukacyjną nakierowaną na praktykę. Praktykę, którą rozumiem. To przekaz dotyczący nie tylko poszczególnych technik, czy strategii, ale przekaz, który ma pomóc zrozumieć rynek. Uświadomić sens przebywania w środowisku niepewności, zarządzania ryzykiem, braku kontroli oraz faktu, że nie wszystko nam się należy i nie jest niczym strasznym nie mieć racji.
W imieniu Admiral Markets zapraszam do wzięcia udziału w bezpłatnych szkoleniach stacjonarnych, które poprowadzę.
Terminarz zaplanowanych na najbliższy czas bezpłatnych szkoleń stacjonarnych na temat:
Uwzględnienie w tradingu czynnika losowego i radzenie sobie z nim na co dzień
Rejestracji dokonasz klikając poniżej
- Szczecin – czwartek, 17.01.2019, godz. 17:00, Hotel Radisson Blu
Rezerwuję miejsce w Szczecinie
- Warszawa – środa, 30.01.2019, godz. 17:00, Hotel Ibis Warszawa Stare Miasto
- Toruń – czwartek, 31.01.2019, godz. 17:00, Hotel Filmar
Ważne!
liczba miejsc jest ograniczona, a o uczestnictwie decyduje kolejność rejestracji. Admiral Markets przewidział dla uczestników seminarów niespodzinkę.
Prowadzący Szkolenia
Kamil Jaros
Główny analityk Admiral Markets. Doradca inwestycyjny na rynkach opcji, futures i Forex w USA (CTA). Wieloletni analityk rynków lewarowanych (futures, Forex i CFD) w Polsce. Publikował na łamach Parkietu, Rzeczpospolitej i Forbesa. Entuzjasta mechanicznych strategii inwestycyjnych.